Często robię domowy budyń i często zostają mi białka. Zgłębiam więc tajniki bezów.
Do tej pory zawsze do piany z białek i cukru dodawałam mąkę ziemniaczaną i sok z cytryny. Tym razem postanowiłam użyć tylko dwóch składników, no ok dwóch plus szczyptę soli ;). Wiem, że na każde białko przypada 50 g cukru (najlepiej drobnego). Wiem też, że lepiej dać cukru za dużo niż za mało, bo to on skleja całość. Moje proporcje:
- 4 białka
- 230 g drobnego cukru
- szczypta soli
Białka ubijałam z solą do momentu aż piana przestała wypadać z miski, a czubki się lekko załamywały. Potem powoli dodawałam cukier – łyżka po łyżce. A, co tam będę opowiadać – właśnie wpadła mi w oko strona, na której jest chyba cała tajemnica bezów :). Choć nie do końca, bo efekt końcowy zależy od piekarnika. Ja z moim nie wypróbowałam jeszcze wszystkich możliwości. Te beziki piekłam w temperaturze 130ºC z termoobiegiem przez 45 minut, a potem przez pół godziny suszyłam w zgaszonym, ale zamkniętym piekarniku. I wyszły jak należy :). Małe beziki były kruche na zewnątrz i lekko klejące w środku, większe (bo i takich zrobiłam parę, jak już nie miałam siły na robienie kleksików) podobnie, choć środek był bardziej wilgotny. Tylko idealnie białe nie wyszły, co znaczy, że temperatura jednak była za wysoka…